Stan Swingujący2012 Stan Swingujący2012
651
BLOG

Romney wraca na ścieżkę

Stan Swingujący2012 Stan Swingujący2012 Polityka Obserwuj notkę 2

 

 

Wygrywając pierwszą debatę prezydencką Mitt Romney zrobił więcej niż się spodziewano. Natomiast prezydent Barack Obama albo zlekceważył konkurenta, albo był do dyskusji źle przygotowany. I już samo rozpatrywanie obu tych możliwych wersji źle o nim świadczy.

Podczas debaty na uniwersytecie w Denver zabrakło wprawdzie błyskotliwych, jednozdaniowych uwag (a także spektakularnych gaf), ale też nominat Partii Republikańskiej nie jest kandydatem, który ponad metodyczną pracę preferowałby fajerwerki. Były gubernator Massachusetts był świetnie przygotowany i widać było, że symulacje dyskusji podczas których w rolę prezydenta Obamy wcielał się Rob Portman (senator z Ohio, rozpatrywany przez Romneya jako jeden z kandydatów na urząd wiceprezydenta) przyniosły oczekiwany efekt. Z kolei Obama na poważnie do debaty zaczął przygotowywać się dopiero kilka dni temu w Nevadzie. Romneya „grał” John Kerry (senator z Massachusetts), co miało być zresztą pewnym psychologicznym zagraniem. Oprócz stanu, w którym mieszkają Kerry’ego i nominata Republikanów łączy to, że w pewnym momencie swojego życia byli bogatymi kandydatami na prezydenta, startującymi przeciwko osłabionemu urzędującemu prezydentowi (2004 – George W. Bush, 2012 – Barack Obama).


Podczas dyskusji prezydent sprawiał wrażenie, że nie śledzi uważnie własnej kampanii. Ani razu nie wspomniał o działalności biznesowej Romneya w spółce Bain, nie zaatakował go również za posiadanie kont bankowych poza granicami kraju i powiązanym z tą kwestią zarzutem o unikanie płacenia podatków. W debacie ze strony Obamy nie pojawiło się również odniesienie do komentarzu konkurenta na temat 47%społeczeństwa, którzy są jego zdaniem uzależnieni od pomocy rządu. W tym aspekcie podobnie sytuacja miała się z Romneyem. Wypominaną prezydentowi wypowiedź „You didn’t build that”, która była motywem przewodnim konwencji GOP, przywołał zero razy. Obama często łączył różne wątki, jego wypowiedzi były łącznie o prawie 4 minuty dłuższe niż Romneya (m. in. za niekontrolowanie czasu skrytykowano moderatora Jima Lehrera, moderującego dyskusję dziennikarza publicznej stacji PBS). Z kolei Romney był agresywny, umiejętnie żonglował danymi i nie dał zepchnąć się do obrony. Najsłabszym jego momentem było powiedzenie moderatorowi, że w ramach zamykania programów na których utrzymanie Ameryka musi pożyczać od Chin jego administracja przestanie utrzymywać telewizję PBS (choć jak podkreślił lubi jej produkcje, w tym „Ulicę Sezamkową”), w której zatrudniony jest Lehrer (mogło to przywołać wspomnienia ze słynnej kwestii Romenya o tym, że lubi mieć zdolność do zwalniania ludzi).

Głównym oskarżeniem Obamy, wyartykułowanym pod zarzutem Romneya, było to, że jego plan podatkowy zakłada obniżki podatków dla najlepiej zarabiających, które kosztowałyby budżet państwa 5 bln dolarów. Romney bronił się, że doprowadzi do likwidacji ulg i luk w przepisach, dzięki czemu koszty dla budżetu nie będą tak duże. Poza tym akcentował, że jego propozycja opiera się przede wszystkim na tworzeniu miejsc pracy, co ma „przykryć” ewentualne straty wynikające ze zmniejszenia wpływów z podatków. Jeśli o znaczeniu danej kwestii świadczy liczba jej przywołań to w przypadku Romneya można zasygnalizować kilka takich spraw. Podkreślał on, że jednym z elementów jego programu jest uzyskanie przez Stany Zjednoczone niezależności energetycznej do 2020 roku. Przy tej okazji wypomniał Obamie, że jego administracja wydała 90 mld dolarów na projekty związane z pozyskiwaniem energii słonecznej i wiatru (jak powiedział ta kwota wystarczyłaby na zatrudnienie 2 mln nauczycieli) wypominając mu Solyndrę, operującej w tej branży firmę, która uzyskała pomoc w ramach pakietu stymulacyjnego Obamy z 2009 roku, a później zbankrutowała. Przypomniał również zabranie 716 mld dolarów z programu Medicare i przekazanie ich na finansowanie reformy opieki zdrowotnej Obamy. W debacie kilkakrotnie pojawiło się nazwisko Clintona, na którego autorytet (a właściwie jego szefa kancelarii) powoływał się również Romney. Wreszcie nominat GOP silnie pokreślił, że nie zgodzi się na żadne cięcia w wydatkach na wojsko, co ma duże znaczenie ze względu na to, iż wielu pracowników armii zamieszkuje kluczowe stany obtotowe, czyli m .in. Karolinę Północnę i Wirginię.    

Laura Ingraham, prawicowa publicystka, powiedziała, że jeśli w tych okolicznościach (apatyczne podnoszenie się z kryzysu, kiepski dorobek prezydenta) kandydat Republikanów nie wygra wyborów trzeba będzie zlikwidować partię. Wczorajszy występ Romneya na nowo obudził entuzjazm prawicy, która powoli zaczęła godzić się z możliwością jego porażki. Teraz sztab Romneya będzie oczekiwał czy rozprzestrzeniany przez media pogląd, że to on zaprezentował się lepiej (przyznaje to m. in Chris Matthews, komentator MSNBC sympatyzujący z Demokratami) znajdzie odbicie w sondażach. Co nas czeka dalej? 11 października podczas jedynej debaty wiceprezydenckiej spotkają się Joe Biden i Paul Ryan. Zapewne już wtedy okaże się czy Chicago (siedziba sztabu Obamy) zdecyduje się na frontalny atak. Ponownie nadwątlone możliwości oratorskie prezydenta będzie zaś można ocenić 16 października. Do tego czasu Romney może go jednak dogonić w sondażach.

Transkrypcja debaty.

PS Zapraszam na stronę blogu na Facebooku.

Blog poświęcony wyborom w Stanach Zjednoczonych w r. 2012.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka